„Do Rzeczy”: rządu zajazd na media

bb0074To, że władza za wszelką cenę będzie próbować odwracać uwagę od treści ujawnionych przez „Wprost” taśm, było czymś do przewidzenia. (…) Nie sposób było jednak przewidzieć, że prokuratura pospołu z ABW i policją zorganizują pierwszy w dziejach III RP zajazd na redakcję niezależnego tygodnika, że dopuszczą się przemocy i jeszcze że zdecydują się na taką operację w świetle kamer. A jednak tak się stało – pisze we wstępniaku do najnowszego wydania tygodnika „Do Rzeczy” redaktor naczelny Paweł Lisicki. Dlaczego? W najnowszym „Do Rzeczy” – władzy zajazd na wolne media.

Przy okazji najnowszej afery taśmowej trudno nie wspomnieć tej najsłynniejszej. Znaczenie afery Rywina nie polegało na tym, że jedna ważna osoba domagała się łapówki od innej. Odsłoniła ona kulisy III RP. Za demokratycznymi procedurami na grillach u znanej pani redaktor najważniejsi w państwie ustalali optymalne dla siebie rozwiązania, które potem zatwierdzane były w parlamencie. Fasada demokracji ukrywała oligarchiczne porządki – pisze na  łamach „Do Rzeczy” Bronisław Wildstein. I dodaje, że dzisiaj jest podobnie. System Tuska to przedłużenie Rywinlandu, kolejna odsłona oligarchii III RP. Ludzie ją tworzący gwiżdżą na państwo, prawo i wszelkie zasady, które leżą u ich podstaw. Ważne są ich władza i dobrobyt – ocenia publicysta „Do Rzeczy”. Sformułowanie o nieistniejącym państwie w wydaniu Sienkiewicza jest prawdziwe. Tylko że ani on, ani jego ferajna się tym nie przejmują. Stan państwa to efekt ich działań. Planowanie przy najbardziej wykwintnych daniach i trunkach gigantycznej, destrukcyjnej dla polskiej gospodarki operacji, która jest sprzeczna z konstytucją, przez ludzi, którzy mają stać na jej straży, a prezentują mentalność i język gangsterów, to obraz III RP – podkreśla Wildstein w „Do Rzeczy”.

Z kolei Rafał A. Ziemkiewicz analizuje podejście innych mediów do afery. Bo, jak ocenia, reakcja opiniotwórczych elit III RP na ujawnienie poufnych targów ministra spraw wewnętrznych z prezesem Narodowego Banku Polskiego pokazuje, jak dalece pogłębił się rozkład III RP od czasu afery Rywina. Wtedy się wydawało, że skoro kulisy tworzenia ustawy za łapówkę wyszły na jaw, to wyjaśnienie sprawy i oczyszczenie atmosfery jest konieczne. Nieważne, ilu z tych, którzy się takiego wyjaśnienia domagali, czyniło to nieszczerze – przypomina Ziemkiewicz. I dodaje – Strach przed zmianą status quo musiał ustąpić obawie przed opinią publiczną i skompromitowaniem się w oczach społeczeństwa. Dwanaście lat później media, jawnie realizujące propagandowe interesy władzy, są już całkowicie wolne od takich obaw.  Wytyka przy tym niektórym mediom uzależnienie od finansowania przez instytucje publiczne. W tym kontekście łatwo zrozumieć wizerunkowe samobójstwo, jakim jest wstępniak wiecznego „pełniącego obowiązki” szefa tej gazety Jarosława Kurskiego, wyznaczający propagandową linię „salonu”: „Na tej aferze stracimy wszyscy!”. (…) Wystarczy kilka kliknięć, by na przykład wydobyć z internetowych archiwów wstępniak tegoż samego Jarosława Kurskiego z roku 2006, kiedy to posłanka Samoobrony z dziennikarzami TVN „wkręciła” dwóch działaczy PiS w rozmowy o poparciu przez jej grupę rządu w zamian za stanowiska – pisze Ziemkiewicz. Zauważając przy tym, że zestawienie tych dwóch wstępniaków (…) nie tyle nawet dowodzi „moralnego upadku” i zgnilizny gazety, której jakoby „nie jest wszystko jedno”, ile najzwyczajniej w świecie ją ośmiesza. Ziemkiewicz o mediach III RP – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach tygodnika również rozmowa z byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego, Wiesławem Johannem. Czy spotkanie Bartłomieja Sienkiewicza z Markiem Belką było „rozmową zatroskanych o Polskę ludzi” czy „zamachem stanu”? Nie wyobrażam sobie, żeby to była rozmowa ludzi zatroskanych o Polskę. Ludzie, którzy myślą o interesie publicznym, tak nie rozmawiają. Z rozmowy nie wynikała troska o dobro Rzeczypospolitej, lecz o zatkanie dziury budżetowej po to, by uratować przed kompromitacją rząd premiera Tuska – mówi ten wybitny konstytucjonalista. Podkreśla też, że nie było także zamachu stanu. Tak mówił prezes NBP w reakcji na opublikowanie taśm. Pan Belka próbuje w ten sposób usprawiedliwić swoje kompromitujące zachowanie. Nie jest to zamach stanu, bo nie wiem, na czym ten zamach miałby polegać. Przecież nawet nie straci stanowiska – co usłyszeliśmy od premiera – bo takiego trybu odwołania polskie prawo nie przewiduje – mówi w rozmowie z Piotrem Gursztynem Wiesław Johann. I dodaje, że nie widzi żadnego zamachu na państwo, lecz szaloną nieporadność tegoż państwa. A czy doszło do naruszenia prawa? Wstępnie wydaje mi się, że mamy do czynienia z ewidentnym naruszeniem konstytucji – ocenia były sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Pełna treść rozmowy – w nowym „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” także sylwetka jednego z mniej znanych bohaterów afery taśmowej. Uchybienia, jakich dopuścił się Andrzej Parafianowicz, utrudniają przeciwdziałanie praniu brudnych pieniędzy – alarmowała jakiś czas temu NIK. Podejrzeń i zarzutów wobec byłego generalnego inspektora informacji finansowej było więcej.  W 2011 r. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z kontroli w Ministerstwie Finansów i departamencie Informacji Finansowej. Dla Parafianowicza, ówczesnego wiceministra finansów i zarazem generalnego inspektora informacji finansowej, był on miażdżący. Kontrolerzy NIK wytknęli, że zaniedbania i uchybienia, jakich się dopuścił, mogły znacząco przyczynić się do nieszczelności systemu przeciwdziałania praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu. Tuż po otrzymaniu wstępnego protokołu z kontroli Ministerstwo Finansów wystąpiło do NIK z żądaniem odstąpienia od publikacji wyników kontroli. Parafianowicz nie poniósł żadnych konsekwencji. Dlaczego – na łamach „Do Rzeczy” sprawdza Wojciech Wybranowski.

Czy afera taśmowa pogrąży PO – to z kolei rozmowa Tomasza Terlikowskiego z Tomaszem Żukowskim. Czy Donald Tusk nie wszedł obecnie na podobną minę, tak jak premier Gyurcsány na Węgrzech, gdy ujawniono jego wypowiedzi? Wszedł. Ale takie wybuchy, nawet największe, nie oznaczają na ogół politycznej śmierci głównych figur polityki. Raczej ciężką ranę, z którą można żyć. Na miejscu padają pionki i lżejsze figury, takie jak Nowak, czy – być może – Sienkiewicz. Przypomnijmy, że między deklaracją socjalistycznego premiera Gyurcsányego: „Kłamaliśmy rano, w południe i wieczorem, w dzień i w nocy, miesiącami, latami, wszystkich oszukaliśmy i przez fałsz dorwaliśmy się do władzy”, a wygraną Fideszu Viktora Orbána minęło dwa i pół roku. U nas może się to wydarzyć w półtora roku, ewentualnie w pół – ocenia Żukowski. Podkreśla, że warto jednak pamiętać, iż choć jest to wariant bardzo prawdopodobny, to tylko jeden z kilku możliwych.

Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z Piotrem Nisztorem, współautorem publikacji we WPROST.Publikując te taśmy, nie osłabiliśmy państwa, jak się to nam stara zarzucać. Wręcz przeciwnie – pokazaliśmy, że państwo nie działa, a mechanizmy w nim panujące oparte są na patologii. Mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa wyciągną z tego stosowne wnioski – mówi. Chociaż dodaje, że nie ma takiej pewności, skoro do tej pory nikt odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa nie poniósł żadnych konsekwencji. Dla mnie jako dziennikarza pocieszające jest to, że sprawę wykrycia sprawcy nagrań powierzono Sienkiewiczowi, bo to oznacza, że moje źródła mogą spać spokojnie. Jednak jako obywatel nie ukrywam, że jestem przerażony – mówi Cezaremu Gmyzowi Piotr Nisztor. Zdradza też, jak wyglądała praca nad tym materiałem.

W „Do Rzeczy” również rozmowa z pełnomocnikiem reprezentującym WPROST w sprawie podsłuchów.

[media.point-group.pl]

bb0074

reklama:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rozwiąż równanie: *Time limit exceeded. Please complete the captcha once again.